Dzisiaj... Dzisiaj mija rok odkąd nie ma już ze mną mojej psiny.
To był... Na prawdę długi rok pod tym względem. Co najdziwniejsze, czasem mam wrażenie, że ona wciąż jest gdzieś blisko. Czasem wydaje mi się, że słyszę jak idzie po przedpokoju stukając o panele swoimi pazurkami. Czasem mam wrażenie, że skrobie w moje drzwi chcąc wejść do mojego pokoju. Czasem... To "czasem" momentami zdarza się bardzo często.
Sądziłam, że po roku ból będzie trochę mniejszy... Szczególnie w TEN dzień. Ale nie jest. Nie jest ani trochę mniejszy... Boli tak samo cholernie mocno, jak wtedy, gdy trzymałam Perłę na rękach, kiedy dostawała pierwszy zastrzyk. Tak samo mocno, gdy zabierałam jej bezwładne już ciałko ze stołu w gabinecie weterynaryjnym. Tak samo mocno, gdy trzymałam jej ciałko na kolanach jadąc samochodem, żeby ją pochować.
I pamiętam to wszystko tak dobrze, jakby to było wczoraj. Jakbym to nagle przeżywała na nowo. Jakbym musiała podjąć te same decyzje po raz kolejny. I patrzeć jak z mojego pupila uchodzi życie.
Szczerze? Nikomu nie życzę przechodzenia przez to. To jest tak ogromne przywiązanie... Szczególnie, gdy pupila traktuje się jak członka rodziny.
Rok temu, gdy pisałam o uśpieniu Perły płakałam. Płakałam przez kilka dni po napisaniu postu. Płakałam przez kilka tygodni, gdy tylko znalazłam się sama ze swoimi myślami.
A dzisiaj? Dzisiaj też płakałam, gdy byłam sama i przypomniałam sobie to wszystko. Płakałam niemal tak samo mocno, jak wtedy. I nie wiem jak będę to odbierać za kilka dni. Nie wiem jak będę przeżywać ten dzień za rok czy też za kilka lat. Może z czasem jednak ten ból przejdzie. Może ta tęsknota zmaleje. Może...
Bo po prostu tęsknie za Tobą malutka.
♥♥♥