Wydawnictwo: SQN Imagination
Liczba stron: 317
Rok wydania: 2017
Zazwyczaj w tym miejscu dawałam wam opis z okładki książki, ale wiecie co? Dzisiaj sobie odpuszczę, bo opis zdradza nieco za dużo o treści. Ponad to jest też troszkę przydługi, tak prawdę powiedziawszy. I chyba właśnie przez to przepadłam z tą książką. Dlaczego? Dowiecie się dosłownie za chwilę.
Książkę zamówiłam na portalu Czytam Pierwszy jako formę literatury recenzenckiej. Powiem szczerze, że opis (którego specjalnie wam nie umieszczałam) zachęcił mnie bardzo do zamówienia właśnie tej pozycji. Dodatkowym plusem jest okładka tej książki, bo jest na prawdę przepiękna! Niestety, to są jedyne pozytywne cechy tej pozycji.
Nie miałam okazji czytać niczego więcej autorstwa Rafała Cichowskiego i chyba się nawet cieszę z tego właśnie powodu. Liczyłam tutaj na fajną książkę science-fiction z elementami fantasy i kryminału, no i może odrobiną dobrej satyry. Ale kurde się zawiodłam. Jest w niej tyle absurdalnych rzeczy, które nawet biorąc pod uwagę gatunek sci-fi są trudne do przełknięcia, że po prostu ręce opadają.
Ale zacznijmy może po prostu od początku. Pył ziemi zapowiadał się na prawdę fajnie, niekonwencjonalnie i był dobrą zapowiedzią na odskocznie od kryminałów. Tylko, że kurcze... Im więcej stron miałam za sobą, tym bardziej miałam ochotę rzucić książkę w kąt, albo wywalić ją przez okno. Bo po prostu absurd gonił kolejny absurd, który był goniony przez jeszcze jeden... absurd. Po jakichś 40 stronach, miałam już po prostu dość. I przysięgam, że ja nigdy wcześniej tak nie klęłam nad książką i nie zwyzywałam autora w trakcie czytania. A to raczej nie świadczy dobrze o czytanej akurat pozycji.
No dobra, był jeszcze jeden plus w tej książce. Rozdziały, które mają nie tylko numerację, ale i tytuły, a to jest ostatnio rzadkością (przynajmniej w tych książkach, które miałam okazję czytać). Rozdziały mają przeróżne tytuły... Na przykład rozdział piąty to Historia Reza i Lilo, czyli co tak naprawdę wydarzyło się na Yggdrasil. Długi tytuł, wiem. Niestety, przez to, że jest mało rozdziałów (jest ich raptem 8), to niektóre z nich są znacznie za długie. Treść zawartą w jednym rozdziale można by było tak naprawdę podzielić na 2 albo 3 krótsze rozdziały, przez co opowieść nie ciągnęła by się jak... no bardzo.
To teraz opowiem wam co nieco o samej historii, która została opisana na stronach Pyłu ziemi. Autor zabiera nas w bardzo odległą podróż w przyszłość i lądujemy w XXXI wieku, ponieważ w XXIV wieku ziemia umiera i ludzie uciekają statkiem kosmicznym w kosmos. Niestety przez te siedemset lat wiele się też na statku Yggdrasil wydarzyło, i to niekoniecznie dobrego. Na początku nie wiemy nawet jak postaci mają na imię, a cała akcja opisywana jest w narracji pierwszoosobowej męskiej. Dodatkowo same konwersacje są dość dziwnie zapisane. Ponieważ nasi główni bohaterowie, Rez i Lilo, podróżują w dwóch kapsułach ich rozmowy zapisane są w... nawiasach. Zresztą podobnie jest w przypadku ich "rozmów" przy innych, które odbywają się na poziomie myślowym.
A dlaczego w ogóle Rez i Lilo wracają na ziemie? A no po to, żeby odnaleźć tajemniczą Bibliotekę Snów, czyli archiwum wszystkich wspomnień. W między czasie trafiają na replikę wiktoriańskiego Londynu i mają dziwne przygody. Ale nie będę się już dalej zagłębiać w treść, bo machnę wam spoilerami, a tego nie chcemy.
Szczerze uważam tą książkę za najgorszą (jak na razie) pozycję literacką, jaką miałam okazję przeczytać w tym roku. Jednak jeśli chcecie poznać tą historię, to proszę bardzo. Przecież wam nie zabronię. A to jest tylko moja obiektywna ocena pozycji, która wydawała się być tak dobra, na początku.
Za książkę dziękuję portalowi Czytam Pierwszy, bo gorsze książki też trzeba czytać.
Zazwyczaj w tym miejscu dawałam wam opis z okładki książki, ale wiecie co? Dzisiaj sobie odpuszczę, bo opis zdradza nieco za dużo o treści. Ponad to jest też troszkę przydługi, tak prawdę powiedziawszy. I chyba właśnie przez to przepadłam z tą książką. Dlaczego? Dowiecie się dosłownie za chwilę.
Książkę zamówiłam na portalu Czytam Pierwszy jako formę literatury recenzenckiej. Powiem szczerze, że opis (którego specjalnie wam nie umieszczałam) zachęcił mnie bardzo do zamówienia właśnie tej pozycji. Dodatkowym plusem jest okładka tej książki, bo jest na prawdę przepiękna! Niestety, to są jedyne pozytywne cechy tej pozycji.
Nie miałam okazji czytać niczego więcej autorstwa Rafała Cichowskiego i chyba się nawet cieszę z tego właśnie powodu. Liczyłam tutaj na fajną książkę science-fiction z elementami fantasy i kryminału, no i może odrobiną dobrej satyry. Ale kurde się zawiodłam. Jest w niej tyle absurdalnych rzeczy, które nawet biorąc pod uwagę gatunek sci-fi są trudne do przełknięcia, że po prostu ręce opadają.
Ale zacznijmy może po prostu od początku. Pył ziemi zapowiadał się na prawdę fajnie, niekonwencjonalnie i był dobrą zapowiedzią na odskocznie od kryminałów. Tylko, że kurcze... Im więcej stron miałam za sobą, tym bardziej miałam ochotę rzucić książkę w kąt, albo wywalić ją przez okno. Bo po prostu absurd gonił kolejny absurd, który był goniony przez jeszcze jeden... absurd. Po jakichś 40 stronach, miałam już po prostu dość. I przysięgam, że ja nigdy wcześniej tak nie klęłam nad książką i nie zwyzywałam autora w trakcie czytania. A to raczej nie świadczy dobrze o czytanej akurat pozycji.
No dobra, był jeszcze jeden plus w tej książce. Rozdziały, które mają nie tylko numerację, ale i tytuły, a to jest ostatnio rzadkością (przynajmniej w tych książkach, które miałam okazję czytać). Rozdziały mają przeróżne tytuły... Na przykład rozdział piąty to Historia Reza i Lilo, czyli co tak naprawdę wydarzyło się na Yggdrasil. Długi tytuł, wiem. Niestety, przez to, że jest mało rozdziałów (jest ich raptem 8), to niektóre z nich są znacznie za długie. Treść zawartą w jednym rozdziale można by było tak naprawdę podzielić na 2 albo 3 krótsze rozdziały, przez co opowieść nie ciągnęła by się jak... no bardzo.
To teraz opowiem wam co nieco o samej historii, która została opisana na stronach Pyłu ziemi. Autor zabiera nas w bardzo odległą podróż w przyszłość i lądujemy w XXXI wieku, ponieważ w XXIV wieku ziemia umiera i ludzie uciekają statkiem kosmicznym w kosmos. Niestety przez te siedemset lat wiele się też na statku Yggdrasil wydarzyło, i to niekoniecznie dobrego. Na początku nie wiemy nawet jak postaci mają na imię, a cała akcja opisywana jest w narracji pierwszoosobowej męskiej. Dodatkowo same konwersacje są dość dziwnie zapisane. Ponieważ nasi główni bohaterowie, Rez i Lilo, podróżują w dwóch kapsułach ich rozmowy zapisane są w... nawiasach. Zresztą podobnie jest w przypadku ich "rozmów" przy innych, które odbywają się na poziomie myślowym.
A dlaczego w ogóle Rez i Lilo wracają na ziemie? A no po to, żeby odnaleźć tajemniczą Bibliotekę Snów, czyli archiwum wszystkich wspomnień. W między czasie trafiają na replikę wiktoriańskiego Londynu i mają dziwne przygody. Ale nie będę się już dalej zagłębiać w treść, bo machnę wam spoilerami, a tego nie chcemy.
Szczerze uważam tą książkę za najgorszą (jak na razie) pozycję literacką, jaką miałam okazję przeczytać w tym roku. Jednak jeśli chcecie poznać tą historię, to proszę bardzo. Przecież wam nie zabronię. A to jest tylko moja obiektywna ocena pozycji, która wydawała się być tak dobra, na początku.
Moja ocena? 5.0/10
Za książkę dziękuję portalowi Czytam Pierwszy, bo gorsze książki też trzeba czytać.
Jeśli chcecie być na bieżąco z informacjami o tym co robię czy co czytam, to zapraszam na mojego insta oraz fanpage na facebooku. :)
xoxo
kass
Dla mnie ten tytuł był przede wszystkim bardzo, bardzo chaotyczny. I szczerze mówiąc, mam wrażenie, że nawet nie zrozumiałam co autor miał na myśli pisząc tę książkę. XD
OdpowiedzUsuńMiałam właśnie tak samo, chyba dlatego tak długo zabierałam się też za napisanie tej recenzji. :D
UsuńPonad to, wydawało mi się, że autor chce opisać za dużo fątków na raz. Przez co książka wyszła taka o wszystkim i o niczym. ;)
nie czytałam książki, ale już sie pogubiłam w fabule, choć tylko lekko ją zarysowałaś... zatem mam przeczucie, że w książce też się pogubię ;P
OdpowiedzUsuńzawsze mam problem z książkami, które dzieją się w kosmosie, jakoś do mnie trudniej docierają :P obawiam się, że z tą może być podobnie :P nie skreślam jej, ale nie będzie to mój kolejny wybór jeśli chodzi o książki do przeczytania :P
pozdrawiam
Ja o dziwo lubię książki i historie osadzone w kosmosie (czego najlepszym dowodem jest zeszłoroczna recenzja Illuminae). Ale tutaj, to była na prawdę jakaś porażka.
UsuńUwierz mi, że sama się gubiłam w historii opisanej przez autora w Pyle ziemi. I właśnie przez to powstał powyższy, obszerny, tekst.
Pozdrawiam cieplutko ;)
Jak Ci kiedyś wspominałam, miałam się za nią zabrać. Wciąż tego nie zrobiłam i raczej nie będę bo mimo, że wolę się na własnej skórze przekonywać o walorach lub wadach literatury... to nie wyrobię, żeby tracić czas na potencjalny gniot. Tym razem wystarczy mi Twoja recenzja.
OdpowiedzUsuńBuźki!
Wiem Ewciu, że masz spore zaległości czytelnicze (większe nawet ode mnie). Dlatego wierzę, że nie zechcesz tracić czasu na taką pozycję. ;) Także polecam się na przyszłość. :D
Usuń