Tłumaczenie: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: moondrive
Liczba stron: 579
Książka z serii: The Illuminae
Rok wydania: 2017
Z okładki:
Rok 2575. Na kolonię Kerenza napada BeiTech. Tych ludzi, którym udało się przeżyć, ewakuują trzy statki: Alexander, Hypatia i Copenicus. Ściga je jednak pancernik Lincoln. Jego zadaniem jest uciszyć świadków brutalnego ataku. W między czasie Kady włamuję się do zaszyfrowanego systemu statku, na którym się znajduję. Dowiaduję się w ten sposób ciekawych rzeczy. Miedzy innymi tego, co dzieje się na pozostałych statkach, a także dlaczego BeiTech zaatakował kolonię. Bohaterowie muszę zrobić wszystko co w ich mocy, by przeżyć podróż.
O książce dowiedziałam się przez znajomych "książkoholików", w momencie, w którym Wydawnictwo Moondrive / Otwarte ruszyło z akcją mającą na celu wydanie książki. Tak się złożyło, że sam pomysł na to, aby wydać książkę w identyczny sposób, jak wyglądała w oryginalnym wydaniu wydał mi się bardzo interesujący. Więc jak możecie się domyślić, stałam się jedną z osób, które zamówiły książkę podczas akcji. Zamówiłam pakiet rozszerzony, a więc wydałam na książkę wraz z dodatkami 40 zł. I nie żałuję ani trochę, że podjęłam właśnie taką decyzję.
Książka dotarła do mnie pod koniec lipca i przeczytałam ją w pierwszej połowie SIERPNIA! Zajęło mi to raptem jakiś tydzień. (Wiem, wiem. Zaraz dostanę lincz, że recenzja jest dopiero teraz). Były momenty, w których musiałam odłożyć książkę na bok, aby przeczytane przeze mnie informację dotarły do mnie. A raczej też po to, aby dać sobie chwilę na odetchnięcie. Książka wzbudziła we mnie tak skrajne emocję, że miałam ochotę się śmiać, a chwilę później płakać. Ostatnią taką książką było chyba 13 powodów autorstwa Jaya Ashera, bo przy tej pozycji również miałam momenty, w których musiałam przeanalizować to co przeczytałam chwilę wcześniej.
Wróćmy jednak do Illuminae. Książka opowiada historię dwójki głównych bohaterów, którymi są Kady Grant i Ezra Mason (nie wiem czemu, ale to imię od razu skojarzyło mi się z PLL), którzy są jednymi z ocalałych ludzi. Każde z nich znajduję się jednak na innym statku. Jedyną możliwą dla nich formą kontaktu są szyfrowane maile oraz czaty. Wraz z rozwojem akcji, występuję kilka komplikacji. Główny komputer zaczyna wariować. Do tego dochodzi jeszcze dziwna... epidemia.
Nie chcę wgłębiać się za bardzo w treść książki, bo boję się, że mogę sypnąć spoilerami wtedy, a wolałabym tego jednak uniknąć. Muszę jednak wspomnieć o tym, co wyróżnia właśnie tą pozycję w mojej książkowej kolekcji. Przede wszystkim jest to forma w jakiej jest napisana. Mamy tutaj maile, które czasami są ocenzurowane. Zapiski bądź też fragmenty z czatów pomiędzy bohaterami. W tej kwestii, moimi ulubieńcami są Ezra Mason i James McNulty, którzy mają niesamowicie zabawne konwersacje.
Oprócz wspomnianych już maili oraz czatów, w książce zostały zamieszczone plany, raporty oraz... zapisy z systemu głównego komputera statu Alexander. I tu pojawia nam się postać Aiden'a. Kim jest Aiden, zapytacie pewnie. Cóż... Aiden to... Komputer. Komputer ze sztuczną inteligencją i wiedzą przekraczającą wiedzę normalnego człowieka. Na początku, znienawidzona przeze mnie postać, potem... nawet go polubiłam i starałam się zrozumieć jego tok myślenia. Powiem szczerze, że nie było to do końca łatwe. W końcu, co komputer, to komputer... i nawet informatyk nie zawsze jest go w stanie zrozumieć.
Sama książka, wyróżnia się na tle innych książek typu sci-fi oraz fantasy... właśnie przez swoją nietypową dla kanonu formę. Dodatkowym plusem są nietuzinkowe i zaskakujące swoim postępowaniem postaci. Niektóre można na początku znienawidzić, a pod koniec - pokochać. Książka wzbudza wiele skrajnych emocji, ponieważ bawi, wzrusza i doprowadza do łez. Ale również zmusza do myślenia, do analizy tego co może przynieść przyszłość.
Według mnie, książkę na prawdę warto przeczytać. A ten bum i szał w okół niej jest jak najbardziej zrozumiały. Bo książka jest... FENOMENALNA!
Rok wydania: 2017
Z okładki:
Rok 2575. Na kolonię Kerenza napada BeiTech. Tych ludzi, którym udało się przeżyć, ewakuują trzy statki: Alexander, Hypatia i Copenicus. Ściga je jednak pancernik Lincoln. Jego zadaniem jest uciszyć świadków brutalnego ataku. W między czasie Kady włamuję się do zaszyfrowanego systemu statku, na którym się znajduję. Dowiaduję się w ten sposób ciekawych rzeczy. Miedzy innymi tego, co dzieje się na pozostałych statkach, a także dlaczego BeiTech zaatakował kolonię. Bohaterowie muszę zrobić wszystko co w ich mocy, by przeżyć podróż.
O książce dowiedziałam się przez znajomych "książkoholików", w momencie, w którym Wydawnictwo Moondrive / Otwarte ruszyło z akcją mającą na celu wydanie książki. Tak się złożyło, że sam pomysł na to, aby wydać książkę w identyczny sposób, jak wyglądała w oryginalnym wydaniu wydał mi się bardzo interesujący. Więc jak możecie się domyślić, stałam się jedną z osób, które zamówiły książkę podczas akcji. Zamówiłam pakiet rozszerzony, a więc wydałam na książkę wraz z dodatkami 40 zł. I nie żałuję ani trochę, że podjęłam właśnie taką decyzję.
Książka dotarła do mnie pod koniec lipca i przeczytałam ją w pierwszej połowie SIERPNIA! Zajęło mi to raptem jakiś tydzień. (Wiem, wiem. Zaraz dostanę lincz, że recenzja jest dopiero teraz). Były momenty, w których musiałam odłożyć książkę na bok, aby przeczytane przeze mnie informację dotarły do mnie. A raczej też po to, aby dać sobie chwilę na odetchnięcie. Książka wzbudziła we mnie tak skrajne emocję, że miałam ochotę się śmiać, a chwilę później płakać. Ostatnią taką książką było chyba 13 powodów autorstwa Jaya Ashera, bo przy tej pozycji również miałam momenty, w których musiałam przeanalizować to co przeczytałam chwilę wcześniej.
Wróćmy jednak do Illuminae. Książka opowiada historię dwójki głównych bohaterów, którymi są Kady Grant i Ezra Mason (nie wiem czemu, ale to imię od razu skojarzyło mi się z PLL), którzy są jednymi z ocalałych ludzi. Każde z nich znajduję się jednak na innym statku. Jedyną możliwą dla nich formą kontaktu są szyfrowane maile oraz czaty. Wraz z rozwojem akcji, występuję kilka komplikacji. Główny komputer zaczyna wariować. Do tego dochodzi jeszcze dziwna... epidemia.
Nie chcę wgłębiać się za bardzo w treść książki, bo boję się, że mogę sypnąć spoilerami wtedy, a wolałabym tego jednak uniknąć. Muszę jednak wspomnieć o tym, co wyróżnia właśnie tą pozycję w mojej książkowej kolekcji. Przede wszystkim jest to forma w jakiej jest napisana. Mamy tutaj maile, które czasami są ocenzurowane. Zapiski bądź też fragmenty z czatów pomiędzy bohaterami. W tej kwestii, moimi ulubieńcami są Ezra Mason i James McNulty, którzy mają niesamowicie zabawne konwersacje.
Oprócz wspomnianych już maili oraz czatów, w książce zostały zamieszczone plany, raporty oraz... zapisy z systemu głównego komputera statu Alexander. I tu pojawia nam się postać Aiden'a. Kim jest Aiden, zapytacie pewnie. Cóż... Aiden to... Komputer. Komputer ze sztuczną inteligencją i wiedzą przekraczającą wiedzę normalnego człowieka. Na początku, znienawidzona przeze mnie postać, potem... nawet go polubiłam i starałam się zrozumieć jego tok myślenia. Powiem szczerze, że nie było to do końca łatwe. W końcu, co komputer, to komputer... i nawet informatyk nie zawsze jest go w stanie zrozumieć.
Sama książka, wyróżnia się na tle innych książek typu sci-fi oraz fantasy... właśnie przez swoją nietypową dla kanonu formę. Dodatkowym plusem są nietuzinkowe i zaskakujące swoim postępowaniem postaci. Niektóre można na początku znienawidzić, a pod koniec - pokochać. Książka wzbudza wiele skrajnych emocji, ponieważ bawi, wzrusza i doprowadza do łez. Ale również zmusza do myślenia, do analizy tego co może przynieść przyszłość.
Według mnie, książkę na prawdę warto przeczytać. A ten bum i szał w okół niej jest jak najbardziej zrozumiały. Bo książka jest... FENOMENALNA!
Moja ocena książki? 10/10
Za książkę dziękuję serdecznie Wydawnictwu Moondrive / Otwarte, bo zechciało wydać to cudo na polskim rynku.
Jeśli chcecie być na bieżąco z informacjami o tym co robię czy co czytam, to zapraszam na mojego insta oraz fanpage na facebooku. :)
xoxo
kass
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz